statsy

piątek, 30 listopada 2007

Kawałki z tomiku ładnie oprawionego

O tym i owym gadaliśmy tutaj i jakoś tak przy okazji gaduły z holyboy_666 zeszło mi na talk show. Pomyślałem więc, że powieszę stary tekścior o talk show. A jak przeglądałem stare tekściory, to również inne mi się spodobały, no to je też wieszam.

Talk - show

Dobrze byłoby dostać się do talk – show. Ale jak dostać się do talk – show, skoro byli w nim już prawie wszyscy? Byli ludzie bardzo niscy i ludzie bardzo wysocy. Ludzie, którzy topili się i ludzie, którzy uratowali tonących. Byli ludzie wierzący w wahadełko i różdżkę i ludzie, którzy ani w wahadełko, ani w różdżkę nie wierzą. Byli ludzie z ogromnymi biustami. Ludzie brzydcy i ludzie piękni. Byli ci, którzy odnieśli sukces i ci, którzy ponieśli porażkę. Byli ludzie, do których przyjechało pogotowie ratunkowe i ci, do których pogotowie ratunkowe nie przyjechało. Były dzieci śpiewające lepiej, niż dorośli i dorośli śpiewający gorzej, niż dzieci. Byli ludzie, którzy nie jedzą i ludzie, którzy biją innych ludzi. Byli ci, którzy kochają mężów i żony oraz ci, którzy nie kochają mężów i żon. Byli ludzie, którzy w swoich domach mają duchy i ci, którzy często przeżywają ciekawe przygody. Byli pewni siebie wysocy blondyni i niepewni siebie wysocy blondyni. Byli ludzie, którym przyświeca w życiu cel i ci, którzy nigdy nie jechali pociągiem.

Prawie wszyscy byli już w talk – show.

Talk – show (wym. tok szoł). Typ widowiska estradowo – telewizyjnego, w którym gospodarz programu rozmawia z zaproszonymi gośćmi, zapowiada występy artystyczne, zabawia publiczność. (Nowy Słownik Poprawnej Polszczyzny. PWN. Warszawa 2002. Opracowanie pod redakcją prof. Andrzeja Markowskiego).

*

Druk

(...) nie potrafiła, co większość z nas robi w dzieciństwie, zrezygnować z osobistej mitologii na korzyść wspólnej.
Scott Turow

Jeśli zrobiłeś co mogłeś (gadanie, że ktoś zrobił więcej niż mógł to pierdolenie) i wydrukowali cię, to trudno. Nie zdobędziesz pucharu i nigdy nie dowiesz się co by było, gdyby cię nie wydrukowali (a taka niewiedza męczy, bardzo męczy).

Właściwie niczego nie możesz zrobić żeby cię nie wydrukowali. No, możesz być lepszy o jakieś sześć bramek, to wtedy cię nie wydrukują. Chyba.

*

Angelo Di Livio

Zrób sztukę i tyle. Nie objaśniaj jej; w ogóle o niej nie mów.

Angelo Di Livio został we Fiorentinie by pomóc jej wrócić do Serie A. Jasne, Di Livio był już zarobiony kiedy został, aby ratować Fiołki, ale przecież nie musiał zostać. Niemniej jednak Di Livio był już zarobiony kiedy został we Fiorentinie, aby pomóc jej wrócić do Serie A.

*

Jeśli wiesz

Jak nie wiesz, to nie wiesz. Masz gena jakiego masz i już. Ale jeśli wiesz, to chyba lepiej... Chyba - bo kto wie, czy lepiej, czy nie lepiej... A zatem - chyba lepiej, żebyś zrobił w tę stronę, w którą wiesz. Owszem, nie muszą przywiązywać cię do masztu bojąc się, że odbije ci kiedy usłyszysz śpiewające syreny. Tylko co z tego wynika?

*

Bajka

Kiedy już zrobią te swoje deale, nasycą się seksem, najedzą się, poepatują się wzajemnie swoimi pozycjami (w tym społecznymi), popokazują sobie przedmioty - chcą, żeby ktoś opowiedział im bajkę.

*

Trzeba

Mam już przeszło sześćdziesiąt lat, a mój jedyny dorobek to trzy tysiące stron, które napisałem. Bo materialny dałoby się zamknąć w jednej walizce.
Witold Gombrowicz

Trzeba nie tylko cholernej odwagi, żeby tak się dało; trzeba jeszcze przy tym nie umieć inaczej.

*

Blitze 2 (fragment)

Bill bowiem miał nieokreślone uczucie, że Jim ryzykownie żyje na cienkiej powierzchni świata i z każdą chwilą może się zapaść w otchłań, bo bał się, że Jim jest taki jak on, pozbawiony przyrodzonej siły ciążenia, która by go podtrzymywała.
John Le Carre

Był szybki. Chodził szybko. Działał szybko. Myślał szybko. Nie tracił przez to, że wszystko robił szybko. I tak przeszedł więcej, zdziałał więcej, przemyślał i wymyślił więcej, niż większość ludzi.

Widzę go od czasu do czasu. Spotykam się z nim od czasu do czasu. Już mu się nie chce chodzić szybko, bo też i nie musi, gdyż nie działa szybko, albowiem w ogóle mało działa.

Natomiast ciągle myśli szybko. I jest sam. Jest starcem, którego tempa nie wytrzymał nikt z tych, którzy próbowali.

czwartek, 29 listopada 2007

Radośnie, w podskokach, zmierzamy ku szczęśliwości nie żywiąc żadnych obaw

O ostatnim programie Pospieszalskiego wiele napisano i na koniec jeszcze ja się do tej audycji odniosę. Otóż gośćmi byli Sadurski, Terlikowski, Kowal i Palikot. Gadali między innymi o KPP. Dużo ostatnio czytam o karcie, np. ten tekst czytałem.

U Pospieszalskiego o karcie pogadali o tyle o ile, nie mogli rozwałkować wszystkiego, co się rozwałkowania domaga, ale program krótki i nie da rady zrobić wszystkiego. Ja się na tę audycję naszykowałem specjalnie bo w necie znalazłem, jaki będzie temat. Program jak program, Terlikowski mówił swoje, przytomnie i z dystansem, Kowal bardzo dobry, Palikot w porządku, rzetelny był, natomiast Sadurski zajął w tabeli ostatnie miejsce. Widać, że gościu przekonany jest do tego co mówi, że dużo wie ale... jakby to powiedzieć... Sadurski jest profesorem, prawnikiem, a zatem powinien absolutnie brylować jeśli chodzi o wiedzę i rozumienie tego, o czym mówi i co było tematem audycji. Zamiast jednak brylować, klarownie tłumaczyć ludziom na czym rzecz polega, Sadurski ględził. Symptomatyczny jest ten oto kawałek programu, który skrupulatnie spisałem:

Pospieszalski: - Jeżeli dwóch dżentelmenów będzie chciało zawrzeć związek małżeński, na przykład dwóch Polaków, na przykład w Hiszpanii. Tam zostanie im ten ślub udzielony i co się będzie z nimi działo jak wrócą do Polski.
Sadurski: - Jeżeli na mocy prawa hiszpańskiego dwóch obywateli np. hiszpańskich...
Pospieszalski: - Ale nie, mówię o Polakach.
Sadurski: - Dlaczego dwóch Polaków miałoby zawrzeć związek małżeński w Hiszpanii?
Palikot: - Ponieważ w Polsce jest to niemożliwe, np. z tego powodu.
Sadurski: - No ale ślub się zawiera w kraju swojego obywatelstwa.

Kurwa, co to jest? W jakim kraju i jakiego swojego obywatelstwa? To jakim cudem Polak może się chajtnąć z Brytyjką, Chinka z Łotyszem, a Szwed z Rosjanką? Czy może już takich międzynarodowych małżeństw nie ma? Co byście powiedzieli, jakby Wam w czasie zajęć na uczelni jakiś profesor tak wykładał, jak Sadurski wykładał w telewizorze? Gdyby ktoś był ciekaw, czy nie zrobiłem jakiegoś wałka z tym zapisem, to link do programu jest tutaj.

***

Robert Conquest w roku 1999 opublikował książkę "Reflections on a Ravaged Century" (Uwagi o spustoszonym stuleciu - Zysk i S-ka 2002). Pisze tam o tym, że proces formowania się Unii Europejskiej pełen jest złych zjawisk, które, według mnie, stawiają pod dużym znakiem zapytania jakość całego przedsięwzięcia. Conquest porównuje negocjacje europejskie do negocjacji na temat unii federalnej w powstających Stanach Zjednoczonych :

"Debatowano publicznie, jasno, inteligentnie, uczciwie i dogłębnie. Konstytucja, chociaż pod pewnymi względami podlegająca różnym interpretacjom - i świadomie tak pomyślana - również była jasna i zrozumiała. O Maastricht debatowano, jeśli to właściwe słowo, przy użyciu abstrakcyjnych haseł, sloganów i zawoalowanych gróźb, opierając się na dokumencie niezrozumiałym nawet dla odnośnych ministrów spraw zagranicznych i nafaszerowanym zawodniczo niewinnymi zwrotami.

Według kryteriów Johna Jaya i Jamesa Madisona niedawne negocjacje europejskie były z gruntu wadliwe, a miejscami ocierały się o szalbierstwo.

Ktoś powie, że proces zmieniania konstytucji amerykańskiej jest trudny. Lecz kiedy przyjrzymy się temu zagadnieniu w Europie, to stwierdzimy, że poważne zmiany konstytucyjne wprowadzane są na bazie mikroskopijnych tymczasowych większości, jak to było w przypadku francuskiego referendum dotyczącego Maastricht i walijskiego referendum dotyczącego powołania regionalnego parlamentu. Co gorsza, referenda są powtarzane (np. w Danii), aż osiągnie się pożądany rezultat - a potem przedstawia się ten rezultat jako nieodwracalny!"

Conquest wydając książkę nie wiedział, że jak do piachu pójdzie konstytucja to się wprowadzi traktat.

***

Ludzie mają różne obawy związane z powstawaniem europejskiego superpaństwa, z tym, że państwa takie, jakie znają, wyzbywają się kolejnych kompetencji. Często się słyszy, że karta praw podstawowych może spowodować to, iż niemieckie roszczenia nagle staną się zasadne albo że homoseksualiści będą mogli brać ślub i na dodatek może adoptować dzieci. Ludzie mają obawy jakie mają i trudno się dziwić. Kto przeczytał te wszystkie kwity wyprodukowane do tej pory w powstającym eurolandzie? Nie, kto to wszystko pojął, ale kto przeczytał? Chyba tylko Konrad Szymański, a i to nie na pewno. No i kiedy Pospieszalski, swój chłop, pyta w prosty sposób co będzie jak się dwaj Polacy chajtną w Hiszpanii i do Polski wrócą, to mu profesor odpowiada, że po cholerę Polacy mają się chajtać w Hiszpanii i że ślub się bierze w kraju swojego obywatelstwa. Oto jest sposób na uspokojenie niepokojów ciemniaków.

***

Achab, król Izraela, chciał żeby taki jeden Nabot z Jizreel (którego w końcu pozwolił ukatrupić swojej żonie) oddał mu swoją winnicę, która położona była w pobliżu pałacu Achaba. Chciał sobie z niej zrobić ogród warzywny. Dawał Nabotowi inną winnicę albo kasę, ale Nabot winnicy nie oddał i tak odpowiedział Achabowi: - Niech mnie broni Pan przed tym, bym miał ci oddać dziedzictwo mych przodków.
(1 Krl 21,1-3)

Książki pedalskie i książki o Jezusie

W necie podało, że Biedroń napisał książkę i chce, żeby rząd wprowadził tę książkę na listę lektur. Podobnież Niesiołowski stwierdził, że Biedroń "chyba oszalał". Gdybym miał zagrać u buków, to obstawiłbym, że Tusk nie pozwoli swojej ministerce od szkoły zrobić tak, jak Biedroń chce żeby zrobiła, bo na jaką cholerę Tuskowi etykietka pierwszego w historii Polski premiera, który wprowadził do szkół pedalską książkę.

Nie o to jednak chodzi. Chodzi o to, że w Polsce (i w wielu innych państwach też, ale co mnie to obchodzi?) rząd MOŻE wprowadzić do szkoły pedalską książkę. Podobnie jak MOŻE wprowadzić do szkoły książkę traktującą o Jezusie. Mówiąc ogólniej - w Polsce rząd MOŻE wprowadzać do szkół co tylko mu się podoba, dlatego, że w Polsce rząd KAŻE ludziom posyłać dzieci do szkoły i KAŻE nauczać dzieci tego, co rząd chce, aby dzieci były nauczane.

Dictum sapienti sat.

niedziela, 25 listopada 2007

JESZCZE?

Gadaliśmy między innymi o przymusie płacenia składek zdrowotnych. Napisałem tak:

"Są dwie możliwości: albo jest możliwe to, żeby człowiek był w stanie zapracować na to, żeby zapłacić medykowi za usługę, albo to jest niemożliwe. Jeżeli jest możliwe, to po cholerę państwo ma się do tego wtrącać? Jeżeli to możliwe nie jest, to po jaki chuj robić ludziom wodę z mózgu i jeszcze do tego okładać ich obowiązkowym haraczem na to, co i tak warte funta kłaków?"

Istotnym pytaniem jest właśnie to - po co państwo wtrąca się do dziedziny, jaką są usługi medyczne? Dla jasności - nie żywię nienawiści do państwa jako takiego (aczkolwiek być może zmierzam w tym kierunku, co jednak nie wynika z jakiejś ideologii, tylko jest skutkiem tego, że widzę, jak państwo działa :-), natomiast zawsze ciekaw jestem motywacji, którymi kieruje się państwo w swojej aktywności. Ludwig von Mises pisał:

"Niemiecki socjalista, Ferdynand Lasalle, próbował ośmieszyć koncepcję rządu ograniczonego wyłącznie do tej sfery, nazywając państwo ustanowione na zasadach liberalnych 'państwem-stróżem nocnym'. Ale trudno zrozumieć, dlaczego państwo-stróż nocny miałoby być w jakiś sposób śmieszniejsze lub gorsze niż państwo, które zajmuje się przygotowaniem kiszonej kapusty, produkcją guzików do spodni lub publikacją gazet".

To jest kawałek z książki "Liberalismus", którą wydano w 1927 roku. Ciekawe, co Mises napisałby dzisiaj :-)

To mnie właśnie interesuje - dlaczego państwo za jede dziedziny się bierze, a za inne nie (być może w naiwności swojej nie kumam, że to jest tylko kwestią czasu; że to, iż państwo nie wzięlo się za jakieś dziedziny oznacza tylko tyle, że JESZCZE się nie wzięło).

Wczoraj minęła szesnasta rocznica śmierci Freddiego Mercury'ego. 23 listopada 1991 roku Mercury opublikował oświadczenie, w którym poinformował publiczność o tym, że choruje na AIDS. Dzień później zmarł.

Mercury był homoseksualistą i homo się seksualizując nabył wirusa HIV, który to wirus był przyczyną tego, że Mercury zachorował na AIDS i z powodu AIDS umarł.

Nie mam nic przeciwko wielkiemu artyście, ani przeciwko homoseksualizowaniu się, ani w ogóle przeciwko seksualizowaniu się. Natomiast zwracam uwagę na fakt, że jedynym sposobem na to, aby seksualizować się i mieć względnie dużą pewność, iż z powodu seksualizowania się nie nabędzie się wirusa HIV jest seksualizować się tylko z partnerem, który nie jest zarażony wirusem HIV, co w praktyce oznacza seksualizowanie się z jednym tylko partnerem, który z kolei seksualizuje się tylko z nami.

Dobra, zostawiam na razie dziedzinę seksualizowania się i przechodzę do obowiązkowych ubezpieczeń zdrowotnych i emerytalnych. Wydaje się, że koronnym argumentem za przymusem tychże ubezpieczeń jest argument taki:
a) jak nie będzie przymusu to niektórzy ludzie nie ubezpieczą się
b) jak niektórzy ludzie nie ubezpieczą się, to zapewne część z nich nie będzie mogła pozwolić sobie na opłacenie medyka i nie będzie miała za co żyć na stare lata
c) społeczeństwo nie może pozwolić na to, żeby ludzie umierali z powodu tego, iż nie stać ich na medyka i na zapewnienie sobie środków do życia na starość
d) w związku z tym, że społeczeństwo, powodowane wrażliwością i solidarnością ze wszystkimi naszymi siostrami i braćmi nie może pozwolić na to, aby ktokolwiek nie miał środków na medyka i w ogóle środków do życia, konieczny jest przymus ubezpieczeń

OK. Ale teraz powstaje pytanie, jakim to cudem społeczeństwo pozwala na to, aby niektórzy ludzie nabywali wirusa HIV w drodze seksualizowania się? Bo popatrzcie, jak jakiś gościu byłby nie ubezpieczony, to zawsze może próbować zarobić na opłacenie medyka i na środki do życia, może otrzymać pomoc od swoich bliskich, od sąsiadów, od parafii, może żebrać. Różne rzeczy taki gościu może. Natomiast jak się ma AIDS to co można? Mercury zapewne był poubezpieczany na wszystkie strony, i co?

Na wszelki wypadek - gdyby ktoś zamierzał mnie obsobaczyć, że, najprawdopodobniej kierując się katolskim fundamentalizmem, postuluję jakiś zamordyzm obyczajowy, to owszem, niech mnie obsobacza, tyle tylko, że ja jestem od propagowania zamordyzmu jak najdalszy, natomiast pochylam się z troską nad tymi, którzy błądzą i - na podobieństwo tych nieroztropnych naszych sióstr i braci, którzy, gdyby nie przymus, nie odprowadzaliby składek zdrowotnych i emerytalnych - źle pojmując wolność narażają się na cierpienia. I pytam: dlaczego społeczeństwo na to pozwala?

środa, 14 listopada 2007

Kierownik kuli ziemskiej

„Najwyższy Czas!” napisał:

"Francja opowiada się za wprowadzeniem w Unii Europejskiej wspólnego systemu ścigania przestępców podatkowych. Takie kroki Paryż ma zaproponować w lipcu 2008 roku, kiedy to Francja przejmie na pół roku, przewodnictwo w Unii."

Super. Francja ma taki pomysł. Ale co to znaczy "Francja"?

***

nameste zażartował pisząc: "Jeśli Tusk/PO nie postawi bardziej na republikańskie cele i postawy władzy..."

Adam@Tezeusz chyba też zażartował, bo przecież nie mógł pomyśleć, iż nameste nie żartuje, i napisał tak: "Tusk/PO i republikańskie cele, a zwłaszcza postawy(!). Marzyciel z Ciebie ;-)"

O co mi chodzi? Ano o to, że Tusk/PO mogą sobie stawiać na jakiekolwiek postawy, ale co z tego ma wynikać? I dlaczego ma wynikać cokolwiek? Bośmy się tak wszyscy umówili?

***

Tutaj pogadaliśmy o ubezpieczeniach, a Bartek (ex-DB) napisał tak: "Wszak, postulując zniesienie nakazu rzeczonego ubezpieczenia, chcesz ograniczyć moją wolność - uszczuplić ją o możliwość załatwienia naprawy mojego auta uszkodzonego z winy innej osoby via jej ubezpieczenie OC".

OK. Ale jak Bartek (ex-DB) chce sobie załatwić to prawo do tego, żeby ktoś musiał wykupić OC? Kto powinien mu to prawo załatwić?

***

A znowu tutaj mieliśmy gadułę o Karcie praw podstawowych i Traktacie, do podpisania którego został równo miesiąc (aczkolwiek być może szykują się różne dymy, w które jednak nie wierzę). I napisałem: "Kiedy byłem mały zastanawiałem się nad tym, kto rządzi naszym światem, wiesz, w tych dziedzinach, w które Pan Bóg bezpośrednio nie ingeruje. I dawno temu doszedłem do wniosku, że nie ma kierownika kuli ziemskiej. Nie jest nim Bill Gates, ani jakiś król arabski, ani Bronisław Geremek, ani papież, ani prezydent USA, ani nawet, choć w to trudno uwierzyć, profesor Bartoszewski. I podobnie jest w Europie. Ktoś jednak robi to, co robi. Kto to robi? Kto rozkręcił cały ten cyrk? No przecież jakaś ekipa polityczno-biurokratyczna. A skoro tak, to znowu trzeba przytoczyć pytanie Herzoga, które cytuję w tekście".

Roman Herzog, były prezydent RFN, pytał o to, czy Niemcy są jeszcze demokracją parlamentarną, biorąc pod uwagę fakt jak wielka liczba przepisów tworzona jest poza Bundestagiem. Znalazłem to w tekście Konrada Szymańskiego, tego europosła.

Na moje pytanie o kierownika kuli ziemskiej odpowiedział r306: "To są właśnie te pytania, na które dyskusja tu, w mojej ocenie, troszkę mija się z celem - owszem, we dwóch, może ktoś się przyłączy pogadamy. Ale:
1. Nic tym nie osiagniemy poza wymianą poglądów - rozleczonym w czasie.
2. Szkodu oczu.
Taką fascynującą dyskusję zdecydowanie lepiej poprowadzić chociaż przy kawie i w żywym kontakcie. Zdecydowanie więcej radości...
Nie, nie jest to propozycja spotkania na kawie. Tylko mój punkt widzenia w kwestii mojego ostracyzmu do prowadzenia tak pogłębionych dyskusji na forum internetowym."

Rozumiem r306 i sam ze dwa razy stwierdzałem w gadułach różnych, że wypadam z tematu bo już trzeba by pisać to, co może pisać powinno się niekoniecznie. Ale nic to.

Pytanie zostaje. Niby obowiązuje ponowoczesność, którą Zygmunt Bauman (pseudonim Semjon) rozumie jako odczarowanie odczarowania, niby wiemy, że nas nikt do szczęśliwości wiecznej (a i doczesnej) w miarę bezpiecznie nie poprowadzi, ale jednak ktoś tym wszystkim kręci. Ktoś te policje skarbowe tworzy, ktoś pilnuje żebyśmy się ubezpieczali, żebyśmy, a niechby i pod przymusem, zawierali rozmaite "umowy społeczne", jednym słowem ktoś trzyma wszystko za mordę i może nawet dobrze, bo by się jeszcze wszystko rozpadło i skończyło jedną wielką rozpierduchą. Ale kto? Przecież nie Bóg, bo już dość dawno zostało ustalone, że Pana Boga nie ma, co Richard Dawkins i Quasi potwierdzili raz na zawsze. Jak nie Bóg, to chyba i nie klechy. Może politycy? Sierakowski ciągle trąbi o tym, jacy politycy są wredni i posuwa się nawet do napisania, iż przyszły premier jest symbolem współczesnego cynizmu.

Różni ludzie mają różne pomysły na to, w jaki sposób powinniśmy wszyscy popychać sprawę do przodu, skoro już się tak złożyło, iż w tym momencie właśnie my istniejemy na tym łez padole. Konserwatyści to mają lepiej, bo dla nich wiele spraw jest jasnych. Inni mają trochę gorzej niż konserwatyści, aczkolwiek być może równie dobrze mają socjaliści. A są i tacy wariaci, jak na przykład Hans Hermann Hoppe, który zapewne Igłę w osłupienie wprawia, albowiem okazuje się, że może istnieć na świecie człowiek jeszcze głupszy od Janusza Korwin-Mikkego i ode mnie, człowiek, dla którego nawet monarchia jest systemem z piekła rodem, chociaż oczywiście systemem mniej diabelskim, niż demokracja.

Podobno, żeby tak niecnie sparafrazować Cyrila Northcote'a Parkinsona, raz w historii ludzkości zdarzyło się, że ludzie dowiedzieli się, kto jest kierownikiem kuli ziemskiej. Oto angielscy dżentelmeni chlali whisky, jeszcze u siebie w Indiach i około czwartej nad ranem poznali odpowiedź na pytanie, które stawiam. Tylko, że chlali dalej, urżnęli się jak świnie, poszli spać, a kiedy obudzili się po południu żaden z nich nie pamiętał treści owej visio beatifica, która ich nawiedziła.

czwartek, 1 listopada 2007

Lustracja i Bertrand Russell

Pokazało się, że Michał Boni najpierw podpisał zobowiązanie współpracy z SB, a później został ministrem.

Chciałem pójść inną ścieżką, ale napisałem to zdanie i dotarło do mnie, co napisałem. A napisałem, że w wolnej Polsce, w której w roku 1989 umarł komunizm:

a) ktoś, kto podpisał zobowiązanie współpracy z SB może zostać i zostaje ministrem
b) publiczność może o tym nie wiedzieć i długie lata nie wie.

Ci, którzy są przeciwko lustracji, ci, którzy wybierają JEDYNIE przyszłość, dzielą się na:

a) kumatych łotrów, w których interesie leży utrzymanie stanu takiego, jaki jest
b) idiotów, którzy nie umieją dodać dwa do dwóch i którzy nie widzą żadnego niebezpieczeństwa w tym, że ważne funkcje państwowe pełnią ludzie, którzy zmuszeni szantażem MOGĄ działać na szkodę państwa.

Podkreślam, że kiedy powszechnie wiadomo, iż człowiek pełniący ważną funkcję państwową współpracował z SB niebezpieczeństwa szantażu nie ma i Donald Tusk ma rację w tym, że TERAZ nie przeszkadza mu przeszłość Michała Boniego.

***

W 1905 roku Bertrand Russell opublikował artykuł, w którym pisał o łysym królu Francji. Russell widział, że łysy król Francji jest postacią kłopotliwą, albowiem pomimo tego, że Francja jest republiką wszyscy rozumieją zdanie: Król Francji jest łysy (The King of France is bald). Lord-filozof zastanawiał się nad tym, jak to się dzieje, że nie istnieje żaden król Francji, a wszyscy rozumieją zdanie: Król Francji jest łysy.

Russell, który w końcu za swój najważniejszy wkład w filozofię uważał teorię denotacji, stwierdzenie "Król Francji jest łysy" zapisał tak:

($x)(Fx U("y)(Fy › y = x) U Bx)

***

Jak to jest, że społeczeństwo, tak ponoć przywiązane do demokracji, której immanentną cechą jest transparentność, nie żąda pokazania wzoru uzasadniającego, iż brak lustracji ludzi piastujących najważniejsze funkcje państwowe nie jest czymś złym?

Proszę zauważyć, że nie stawiam tezy, iż społeczeństwo nie ma nic do gadania, gdyż jest trzymane za mordę przez kumatych łotrów.